Witam Serdecznie Was wszystkim.
Po raz pierwszy jestem na tym portalu. Zalogowałam się ponieważ, potrzebuje pomocy i chciałabym coś napisać na bardzo ważny temat, może dzięki temu portalowi okaże się, że nie jestem jedynie ja w takiej sytuacji.
Ogólnie rzecz biorąc najpierw się przedstawię i postaram się pokrótce opowiedzieć Wam coś o swojej historii.
Mam 22 lata. W 2008 roku przeżyłam wypadek komunikacyjny. Jak do tego doszło nie pamiętam. Ale wiem, że od tamtego dnia moje życie zmieniło się nieodwracalnie.
W wyniku wypadku miałam zmiażdżoną całkowicie lewą nogę a dokładnie podudzie. Nogi po prostu nie było, zostały jej tylko szczątki. Cała stopa która niestety była pozbawiona czucia i możliwości ruchowej ale na szczęście zostało zdrowe kolano. Prawą stopę podczas wypadku straciłam. Na początku lekarze nie chcieli walczyć o lewą nogę.Były bardzo małe szanse aby ona mogła kiedyś funkcjonować normalnie. Na szczęście rodzice nie zgodzili się na amputację.
Przez pierwsze paręnaście dni byłam na intensywnej terapii. Więc nie pytano mnie o zdanie. Ale na pewno nie pozwoliłabym jej amputować. Chociaż przez nią tyle cierpiałam. Stała się całym sensem mojego życia - czyli walką.
Ostatecznie postanowiono leczyć moją nogę opatrunkami typu VAC ( chyba tak się to nazywało) był to najgorsze na świecie. Wiele warstw foli nawinięte na moje dwie nóżki, dreny i duża maszyna która sączyła brudną krew z nóżki. Mama mi mówiła, że w tych zbiornikach na krew nawet były kawałki kamieni drewna i pełno syfu, który zebrała moja noga podczas wypadku. Na pierwszą zmianę opatrunku zareagowałam utratą przytomności. Dlatego kolejne paręnaście opatrunków miałam robionych w znieczuleniu ogólnym. Ale niestety organizm był już doszczętnie wyniszczony- plus anemia i inne dolegliwości.
Więc musiałam potem znosić wszystkie opatrunki zawszę zasłaniano mi twarz aby nie widziała nóg. Widziałam tylko na ziemi 3 duże miski gdzie Lekarze i pielęgniarki wyrzucali brudne i przesądzone maksymalnie krwią opatrunki.
Ogólnie Walka o zmiażdżona nogę była bardzo ciężka ale nie żałuje ponieważ żyłam dla niej.
Całą sobą wierzyłam, że Nam się uda. Przez wszystkie lata jeździłam na wózku. Mimo tego, że prawa była po amputacji i powinnam na niej chodzić- bo miałam tymczasową protezę ( łuskową- takich chyba się już nie robi). Ale niestety gdyby może Lekarze od razu po tym jak przyjechałam na blok operacyjny, podjęli decyzje o amputowaniu i wytworzeniu dobrego kikuta prawej nogi. A nie tylko wyczyszczeniu i pozostawieniu aby tak poprzez ziarninę się zagoiła... Chodziłabym wcześniej. No ale dziś można gdybać..
Ostatecznie 2011r. w innym szpitalu w Piekarach Śląskich podjełą decyzje o amputacji lewej nogi. Chwilę przed planową operacją - rekonstrukcji tętnicy. Wspaniałych dwóch Lekarzy w tym Dyrektor szpitala chcieli ratować nogę, chociaż jak później powiedzieli były małe szanse.
Ale dla Nich najważniejsze było to, że jak całą sobą dalej chciałam walczyć.
Ustaliliśmy również, że po pół roku re-amputujemy zbyt długie prawe podudzie abym w końcu mogła na nim chodzić. A nie na kości szczałkowej i wyniszczonej skórze.
Po operacji siedziała zemną mama i przyjaciele. Pamiętam, że z nimi rozmawiałam. Nawet czułam się dobrze. Po operacji nie czułam bólu bo anestezjolodzy znieczulili moją nóżkę ( na tydzień. Podjęłam decyzje amputacji pod warunkiem, że zrobią wszystko aby mnie nie bolało. Boję się bólu bardzo. )
Ale gdy poszli płakałam przez całą noc. Nie potrafiłam nic z tym zrobić. Czułam jakby wszystko straciło sens. Wezwano Psychiatrę, aby mnie uspokoić. Na drugi dzień, jak mama przyszła nie chciała nawet widzieć światła w sali. Leżała przykryta kołdrą. Cały czas płacząc. Popadłam w ciężką depresje, mimo tego, że nigdy w nią nie wierzyłam. Byłam silna. Ale mój organizm już nie dał rady sobie z tym radzić.
Po 2 miesiącach wróciłam do domu. Ciągle biorąc silne leki antydepresyjne. Czułam się po nich bardzo źle ale musiałam je brać.
Byłam załamana faktem, że nie mogę wychodzić z domu, że nie mam protez. Przerażał mnie również fakt, że one tyle pieniędzy kosztują.
Dyrektor polecił mi otto bock . Przyjechali do mnie do domu z Tarnowskich Gór . Pokazali jak by wyglądała moja pierwsza proteza. Z czego by była wykonana jakie możliwości dzięki niej bym miała. I ile kosztuje. Po wyjściu ich. Popłakałam się, zastanawiałam się dlaczego muszę być takim problemem dla rodziców i skąd oni wezmą tyle pieniędzy.
Szukałam dużo w internecie. Czy jest możliwy tańszy zakup.
W końcu zadzwoniłam do firmy w Katowicach która ogłaszała się jako wspólnicy Ottobock'a. Co wiązało się z tym, że wykonują protezy na tych samych elementach (stopa dla aktywnych- włókno węglowe, tytan, plastyka na czym mi najbardziej zależało jako młodej Kobiecie) Pojechałam na pierwszą wizytę do Carbon Prosthetics Protezy Kończyn wtedy jeszcze w Katowicach na ul. Powstańców.
Rozmowa przebiegła genialnie. Powiedzieli mi, że zrobią mi proteze w przeciągu 2 tyg.
Obiecywali, że będę mogła robić na nich wszystko bo to najwyższa jakość materiałów.
Kiedyś Szef firmy powiedział, że te części nie różnią się niczym od Ottobock'a. Zdziwiłam się z sformułowania tego z dania. Przecież nie mogą się różnić jeżeli byli rzekomo wspólnikami tylko z inna nazwą i miejscem.
Ani ja ani rodzice nie spodziewaliśmy się najgorszego. Wierzyliśmy im, chyba Szef Carbona przeszedł jakieś szkolenie " jak manipulować ludźmi" Bo wierzyłam w każde jego słowo.
Żądali od Nas bardzo szybko pieniędzy. Zapłaciliśmy sumę ok 30 000zł w 4 ratach.
Teraz już wiem dlaczego, tak nas gonili z tą płatnością. Ponieważ nie chcieli abyśmy mieli czas na myślenie.
Na początku było wszystko doskonale Protetyk (pracownik szefa, miły młody chłopak) przyjeżdżał do domu sam na pobieranie miary. Każda wizyta w domu. Po 3 tyg niecałych dostałam protezy. Nauka chodu u nich w protezowni. Oczywiście zawszę po mnie przyjeżdżali i odwozili.
Poradziłam sobie z Depresją, odstawiłam sama wszystkie leki kiedy stwierdziła, że już jestem silniejszą o wiele. Czas na tych lekarstwach był dla mnie ciężki. Nie pozwoliłam sobie samej wmówić, że mam problemy. Było to tylko chwilowe.
Później. Protetyk się zwolnił. Nie chciał, już pracować u tego pracodawcy podobno z wielu powodów których nie mógł zdradzić.
Więc musiałam sama jeździć na wizyty. Które niestety prowadził Szef, którego nie lubiłam no ale cóż. Ustawił protezy według niego właściwie. Założył gąbkę na metal. Rajstopy no i koniec roboty, plastyki nie mógł założyć bo miałam mieć jeszcze zmieniane wielokrotnie ustawienia.
w październiku 2011 roku miałam planową reamputacje. Operował mnie inny Lekarz niż miał.
Kolejna proteza. Protezownia zmieniła miejsce Pracowni na Carbon Prosthetics Protezy Kończyn Jubileuszowa 42, 41-506 Chorzów.
Druga proteza, było z nią o wiele więcej problemów ponieważ po niektórych nowych lejach noga po prostu mi puchła- siniała. Zbierała się woda w kolanie. No ale powodu nie wyjaśniono.
Przez ostatnie 2 miesiące ciągle dzwoniłam do "PROTEZOWNI " w Chorzowie. Nikt nie odbierał.
A moja proteza z dnia na dzień coraz bardziej się rozwala.
Stopa rzekomo z włókna węglowego i tytanu po roku używania, w paru miejscach pękła. Wykrzywia się. Skrzypi. Boję się na obu chodzić. Leje są luźne. Żele które były już dwukrotnie wymieniane ( czyli + 2000 za jeden nowy żel) się rozwalają robią się w nich dziury. Nakładki są całe dziurawe na piętach.
Weszłam już z bezradności po raz pierwszy na Forum i opinie dotyczące tej pod firmy Ottobook'a o nazwie Carbon. Przeraziłam się. Czytając te wszystkie Posty. Ludzie opisywali swoje protezy i w jaki sposób się psują tak samo jak ja bym to opisałam.
W środę 16.01.2013 wzięłam przyjaciółkę i pojechałam do Carbonu na Jubileuszowa 42, 41-506 Chorzów. Pracownia znajdowała się na parterze. Po Prawej stronie od wejścia. Na drzwiach wisiała Reklama Carbonu. Gdy weszłam i chciałam wejść drzwi były zamknięte reklama na drzwiach znikła.
Więc podeszłam do Pani która siedziała w tej przychodzi, recepcji aby się zapytać o tą firmę. Pani odpowiedziała " Przykro mi bardzo. Ta firma od paru miesięcy już nie istnieje. Po prostu uciekli. Nie płacili za czynsz. Bardzo mi przykro wiele ludzi się pyta i jest pokrzywdzonych przez tych zbrodniarzy"
Nie pamiętam co dalej mówiła ta Pani bo rozryczałam się jak dziecko, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak płakałam. Szokująca informacja. W Poniedziałek 21.01.2013 jestem umówiona na zeznania z Policja w Katowicach.
Nie wiem co mam zrobić, czuje się doszczętnie oszukana.
Nie wiem jak można być takim bezuczuciowym człowiekiem jak Pan Falas Radosław i jego żona KORNELIA SZCZYGIEŁ FALAS. Bardzo się cieszę, że gdy zaproponowali mi profesjonalną sesję w ich protezach odmówiłam. Nie wiem co ja mam teraz zrobić, co zrobić jak rozwalą mi się protezy doszczętnie. Ja żyje normalnie. Nie chcę znów przechodzić tego piekła, kiedy nie będę mogła się ruszać bo nie będę miała swoich nóżek.
Dlatego też, mam nadzieję, że może ktoś kto również jest był klientem tej firmy został pokrzywdzony i że Razem zdołamy stawić czoła tej firmie.
Mam nadzieję, że ktoś się odezwie w tej sprawie. I proszę nie pisać, że jestem sama sobie winna. Bo w tamtym momencie nie myślałam aby sprawdzać wszystko. Wszystkie Certyfikaty na części czy w ogóle je posiadają i czy są z normami wykonane.
Proszę o jakąkolwiek pomoc. Napiszcie co Wy byście zrobili na moim miejscu
Dziękuje bardzo za poświęcony czas na przeczytanie mojej wiadomości.