Depresja. Dziś dotyka wielu, a co dopiero sprawnego inaczej...
Kiedy byłam zdrową nastolatką z poukładanymi już perspektywami na życie, nie miałam pojęcia co to depresja. A kiedy w niespełna sekundę moje życie wywróciło się do góry nogami, bardzo szybko poznałam ją - depresję. To chyba nic zaskakującego, ze nękała mnie gdy tylko było nadto źle. Człowiek jest przecież tylko człowiekiem. I czasem życie przerasta go, zwłaszcza gdy radykalnie burzy teraźniejszość i wizję przyszłości wkładając w to miejsce sytuacje i rzeczy, które posiadają jedynie negatywne określenia.
Depresja nie jest chwilowa. I z reguły, gdy pojawia się po raz pierwszy, to towarzyszy w mniejszym lub większym stopniu z reguły do końca życia. Taka jakby podatność wynikająca wg mnie bardziej z wrażliwości niż nieporadności. I nie przechodzi niestety sama. Lekarz może wspomóc wyjście z niej głowie poprzez farmakologiczne sposoby, ale to tylko moim zdaniem doraźne dopomożenie. Wszystko zależy od nas. Od naszej siły i wiary. Musimy ją przyjać, poznać ale tylko po to by z czasem nauczyć się z nią radzić. Sami. Bo pomoc z zewnątrz jest tylko elementem całości, która leży w nas, w naszej gestii.
Dziś, po prawie 4. latach od wypadku funkcjonuję inaczej. W pewnym sensie gorzej ale i lepiej. Niepełnosprawność jest, będzie. Pozostało nam żyć z nią za pan brat. A depresja? Depresja nie umarła i mimo, że bywa lepiej, czycha gdzieś. Sztuką jest mieć na nią sposób, być od niej silniejszym. A wiem, że można.