Lidi ma rację, a dzieje się tak dlatego, że większość ludzi ulega fetyszowi ciała, zwykle kobiecego (piszę z własnej perspektywy) – kształtnych piersi, zgrabnej figury, długich ponętnych nóg etc. Tak myślą faceci, ale przecież akceptuje też to znaczna część kobiet, które starają się oddziaływać bez skrupułów na płeć przeciwną korzystając z ww. „arsenału” środków. Mało kogo to jednak dziwi, bo w takiej żyjemy kulturze, tak było kiedyś, tak jest obecnie i nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić by mogło być inaczej – bo niby jak miałoby to wyglądać? Z tego powodu jakiekolwiek odstępstwo od przyjętego standardu musi budzić co najmniej zadziwienie lub wydawać się podejrzane. Zdrowi, którzy ulegli temu fetyszowi niekoniecznie będą w stanie pojąć, że pewna odmienność może wcale nie stanowić dla jakiejś grupy osób przeszkody lub nawet odwrotnie czynić ją wręcz atrakcyjniejszą. Raczej będą skłonni uznać, że jak coś jest inne, to jest gorsze, wybrakowane. Dzieje się tak dlatego, że obserwują i analizują otaczający świat poprzez pryzmat własnych doświadczeń i fascynacji. Fascynacji obecnych powszechnie w otaczającym nas świecie: w rozmowach ze znajomymi, w przekazie medialnym, w sferze kultury i sztuki. Myślę, że u osoby niepełnosprawnej decydująca jest właśnie ta świadomość własnej niekompletności, świadomość tego, że nigdy nie będzie możliwe spełnienie ogólnie przyjętej definicji seksapilu. Napisałem o tym w moim pierwszym poście, bo czytając wypowiedzi niektórych osób niepełnosprawnych naprawdę można odczuć silne wrażenie skrępowania. Nie bez powodu zapytałem, czy uważacie, że w tej sferze wypada wam mniej... Czyżbyście odczuwali państwo presję otoczenia, że akceptuje was, ale pod warunkiem, że nie będziecie się niczym wyróżniać, czy może to sami sobie nakładacie takie ograniczenia? Czy osobie niepełnosprawnej np. wypada szukać atrakcyjnego partnera, seksownie się ubierać, nie krępować się swym kalectwem starając się go za wszelką cenę ukryć – czy byłoby to po prostu groteskowe i w otoczeniu wywołujące co najwyżej zmieszanie z politowaniem... Napisałem otoczeniu, ale przecież problem może zaczynać się już wcześniej – u partnera... Szczególny nacisk kładę tu na ukrywanie niepełnosprawności za wszelką cenę, bo wydaje mi się, że dla niektórych niepełnosprawnych przyjęło to formę skrajną – wyłączenia się i nieuzasadnionej rezygnacji z uczestniczenia w pewnych aspektach życia.
Wracając jeszcze na moment do postów Pepina (mam nadzieję, że wybaczy mi to, ale naprawdę napisał rzeczy dające do myślenia, których jakoś wcześniej nikt nie miał odwagi napisać). Otóż można się domyślać, ze partnerka Pepina czuła skrępowanie nie z powodu niesprawności fizycznej, bo ta, jak z opisu wynika, nie była znaczna i raczej wpływ na sprawy łóżkowe miała marginalny, lecz dlatego, że ta niepełnosprawność czyniła ją odmienną od powszechnie przyjętego standardu. Nie miała pewności, czy sprosta oczekiwaniom pełnosprawnego partnera, może zastanawiało ją dlaczego to ją wybrał, a nie jakąś w pełni sprawną dziewczynę, czy nie kryją się za tym jakieś nieczyste intencje, czy nie chce jej wykorzystać. Czyli także uległa fetyszowi kobiecego ciała, lecz w tym przypadku nie było to pójście z prądem – podjęcie jakichś działań służących podkreśleniu i wyeksponowaniu własnej atrakcyjności lecz była to trucizna skrępowania i wątpliwości. Nie wiemy, jak sprawy by się potoczyły, gdyby Pepin na początku się przyznał, że widzi w swej wybrance coś więcej niż przeciętny człowiek. Ale pozostaje mieć nadzieję, że niniejsza rozmowa choć trochę temat ten odczaruje i osoby zainteresowane spojrzą na nasze preferencje z nieco innej perspektywy. Może uczciwość i jasne postawienie sprawy na samym początku, określenie dlaczego nam się ktoś podoba i co widzimy w nim szczególnego rozwiąże pewne problemy. Oczywiście w przypadku, gdy fascynacje partnera zaakceptuje druga strona. Wtedy przynajmniej nie byłoby skrępowania, zażenowania, udawania i niepewności co do szczerości intencji i można byłoby cieszyć się sobą...